piątek, 30 grudnia 2011

Pociąg czy autobus ?

Pociąg czy autobus ?

Autorem artykułu jest megahome



To pytanie zadaje sobie wielu podróżnych. Zarówno pociągi jak i autobusy mają swoich wiernych zwolenników, jak i zagorzałych przeciwników. Jakie są wady i zalety obu środków transportu?

Przede wszystkim komfort jazdy. Decydując się na autobus, mamy duże szanse jechać autokarem z klimatyzacją, telewizją czy barkiem oraz bardzo miłą obsługę zatrudnionych hostess. Takie autobusy są wyposażone w sprzęt spełniający najwyższe i najnowsze normy, a więc plus dla autobusów. Jeśli chodzi o pociągi, to komfort jazdy w Polsce niestety nadal pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście nie mówimy o pierwszej klasie, ale o klasie drugiej, o warunkach, którym czoło musi stawić przeciętny pasażer. Chociaż jest coraz lepiej, to niestety często zimą nie działa ogrzewanie, natomiast latem w przedziałach jest tak gorąco, że jest to niemal nie do wytrzymania. Biorąc pod uwagę fakt, iż możemy zostać dodatkowo obrabowani podczas snu koleje wydają nie być się najlepszą formą transportu.

Kolejna kwestia to bilety. Tutaj nic nie jest już takie jasne. Tani bilety oferują, bowiem zarówno kolej jak i przewozy autobusowe. To za ile kupimy bilet zależy od tego jak potrafimy szukać przewoźnika i czy możemy liczyć na zniżki. Przykładowo uczniowie szkół posiadający legitymacje szkolne mogą liczyć na 37% zniżki. Bilety autobusowe są jednak przez nich częściej wykorzystywane, z racji dojazdów do szkół. W kwestii takiej jak przewozy autokarowe do: Niemiec,Wielkiej Brytanii,Francji,Holandii,Słowenii,Belgii,Grecji,Włoch,Słowacji,Danii,Norwegii,
Szwecji,Hiszpanii autobusy zdecydowanie wygrywają. Oczywiście istnieją połączenia kolejowe pomiędzy krajami, ale wiąże się to z licznymi przesiadkami i długim oczekiwaniem na kolejny pociąg.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Autokarem do Pragi

Autokarem do Pragi

Autorem artykułu jest Mirosław Nikolin



Praga jest uważana za jedno z najbardziej atrakcyjnych miast Europy, z tego względu corocznie odwiedzają ją liczne rzesze turystów.
W mieście znajduje się ponad 20 muzeów i prawie 100 galerii.
Jadąc autobusem można skorzystać z oferty przewozów autokarowych świadczonych przez różne firmy, zarówno polskie jak i zagraniczne.
Jest to oferta przeznaczona głównie dla osób wygodnych, ceniących sobie przejazd pozbawiony przesiadek.
Do Pragi można dojechać nie tylko bezpośrednimi połączeniami, ale również połączeniami do innych miast europejskich, które przejeżdżają przez Pragę.
Oferta przejazdów na stronie www.BiletyAutokarowe.pl jest dosyć bogata, tak więc jest w czym wybierać.

Za przejazd dziecka do 4 roku życia często nie trzeba płacić, pod warunkiem że nie potrzebuje ono oddzielnego siedzenia, gdyż przy długiej podróży żadne dziecko, a tym bardziej rodzic, tego nie wytrzyma. Niektórzy przewoźnicy dla dzieci w wieku szkolnym i studentów proponują zniżki.

Torby czy plecaki umieszczane w bagażniku na ogół nie mogą być cięższe niż 25 kg dla jednej osoby, nie licząc bagażu podręcznego.

Czesi korzystają z autobusów na co dzień, dojeżdżając do szkoły i pracy, a także wybierając się w dalsze trasy (choćby na wakacje). Autobusy są znacznie szybsze od pociągów, z wyglądu nie różnią się od polskich, za to są trochę bardziej punktualne.
Sieć połączeń jest gęsta, można dojechać nawet do małych miejscowości, w których nie ma dworców kolejowych.
Autobusy, kursujące najczęściej po liniach na przedmieściach miasta jeżdżą w identycznym czasie jak tramwaje.
Bilety kupuje się najczęściej u kierowcy. Tylko na dużych dworcach są one do nabycia w kasie. Czesi przestrzegają porządku wsiadania. Do autobusów oznaczonych numerem zaczynającym się cyfrą 3 wolno wsiadać tylko przednimi drzwiami, pokazując jednocześnie bilet kierowcy lub zakupując bilet na przejazd bez dopłaty. Kiedy nadjeżdża autobus, w większości przypadków tworzy się przed nim kolejka (nie ma przepychanek).
Nocne autobusy oznaczone są numerami od 501 do 512.

Do Pragi można wybrać się także samolotem, połączenia kosztują dość sporo, ale już po kilku godzinach jest się w Pradze co możesz sprawdzić na stronie www.lotnicze-bilety.pl.
Dodatkowo promocje różnych niskobudżetowych przewoźników czasem obniżają cenę poniżej cen biletów innych środków transportu.

Jednak jadąc autobusem nasze oko zyska podziwiając przepiękne widoki. Życzymy miłych wrażeń.
---

System rezerwacji biletów autokarowych BiletyAutokarowe.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Komunikacja w Wielkiej Brytanii

Komunikacja w Wielkiej Brytanii

Autorem artykułu jest Bartosz Dolinkiewicz



Wszystko o przemieszczaniu się po terenie Wielkiej Brytanii. Znajdziesz tu nazwy najważniejszych firm komunikacyjnych jak również zestawienie różnych sposobów poruszania się.

National Express
Ta firma jest najpopularniejsza w UK. Taki polski PKS. Na szczęście to nie polski PKS. Kierowcy autobusów to ludzie o wysokiej kulturze, schludni i bardzo mili. Zawsze pomocni i grzeczni. To kierowca autobusu lub jego pomocnik wkłada nasze bagaże do komór w autobusie, segregując je docelowymi miejscowościami. Na przystanku ci sami ludzie wyciągają nasze torby/walizy z bagażnika. Nikt tu nie robi problemów, jeżeli pasażer spóźnił się na odjazd swojego autokaru; może pojechać kolejnym bez żadnej dopłaty (o ile jest wolne miejsce). Ta sama zasada dotyczy ludzi, którzy mogą się zabrać wcześniejszym autobusem a nie zbędnie czekać na przystanku na swój rejs. Wszystko da się załatwić o ile trasa przejazdu będzie się zgadzać. Autokary są wysokiej klasy i nowe. Tu nie ma jeżdżących i smrodzących rzęchów.

Bilet na autokar można kupić w kasach lub poprzez internet. Na stronie internetowej http://www.nationalexpress.com można dowiedzieć się kiedy, gdzie i w jakich godzinach kursują autokary oraz ile kurs będzie kosztować. Tam również można wykupić bilet. Sposobów płatności jest kilka; najpopularniejszy z nich, to karta kredytowa lub debetowa. Potwierdzenie zakupu najlepiej (i najwygodniej dla siebie) wydrukować, choć można otrzymać nr potwierdzenia na telefon komórkowy (prawdopodobnie tylko angielskiego operatora). Można również wykupić tzw. „open ticket". Wszystkie informacje zostaną szczegółowo podane na stronie www przewoźnika.



The Trainline
Brytyjska kolej. Droższa od autokarów, lecz szybsza i wygodniejsza. Wszystkie dane są dostępne w internecie na stronie: http://www.thetrainline.com



MegaBus
Tańszą podróż z miasta do miasta oferuje nam firma megabus. Gdy odpowiednio wcześniej zabukujemy bilet "z" lub "do" Londynu, jego cena może wynieść jedynie 1 GBP. Jest to tańsza opcja podróży autokarem niż Nationalexpress. Więcej danych na http://www.megabus.com



Coast Liner
Niebieskie autokary, jeżdżące między miastami: http://www.coastliner.co.uk



Stagecoach - autobusy, pociągi, tramwaje
http://www.stagecoachbus.com
http://www.stagecoach.com



Poruszanie się w mieście:
- pieszo
- rower
- autobus
- samochód
- skuter
- metro

Pieszo
Podobno pieszo można dojść wszędzie; tylko żeby czasu wystarczyło. Dopiero co przybyłym na Wyspy zalecam tę formę podróży po mieście. Ma ona wiele plusów. Najważniejszym jest to, że poznajemy i uczymy się topografii miasta. Niedługo będziemy wiedzieć, gdzie się znajdują najważniejsze obiekty tj.: szpital, posterunek policji, dworzec, przystanki autobusowe, sklepy spożywcze, toalety, poczta itd. Druga dobra strona pieszego przemieszczania się jest to, że uczymy się ruchu ulicznego panującego w UK-przyzwyczajamy się do lewostronności. Pomagają nam w tym też napisy przed przejściami dla pieszych, informujące o stronie, na jaką należy zwrócić uwagę przekraczając jezdnię. Chodząc zauważyć można wiele ogłoszeń o pracę powywieszanych na szybach sklepów, knajp. Samo spacerowanie może być dla nowoprzybyłych często bardzo stresogenne. Niestety kultura zachowania się za kółkiem kierowców w UK jest bardzo dobra - ale tylko przed przejściami dla pieszych; spróbujcie przekroczyć ulicę poza nim. Szczególną wręcz uwagę należy zwrócić na przekraczanie jezdni przecinającej chodnik. Anglicy nie uznają tu pierwszeństwa pieszych. Chodzi o to, że jak idzie się prosto i obok siebie ma się drogę z pierwszeństwem, po której samochody jada w tę samą stronę, co idziesz; i nagle dochodzisz do małego skrzyżowania, gdzie Twój tor - chodnik - jest przecięty przez drogę jakąś poboczną i gdy, dajmy na to, Ty chcesz kontynuować swoją sielankową wycieczkę dalej prosto ale jakiś jadący samochód obok Ciebie postanowi natychmiast skręcić w tę drogę poboczną, przecinając Twój tor - zostaniesz w najlepszym przypadku ominięty, w średnim wytrąbiony lub zwyzywany a w najgorszym ... rozjechany.



Rower
Najtańszym środkiem lokomocji jest rower. Poruszanie się nim po mieście jest bardzo proste oraz dość szybkie. Wehikuł można nabyć już od kilkunastu-kilkudziesięciu funtów z „drugiej ręki". Koszt nowego roweru w sklepie kształtuje się na poziomie 100-200 funtów. Wybór w UK jest bardzo szeroki. Od zwykłych składaków (które nie kosztują tu wcale mało) po bardzo profesjonalne dwukołowce, ceną dorównujące 4-5 letnim samochodom. Rowerem można dojechać praktycznie wszędzie. Jest zwinny, więc dobrze się nim manewruje wśród ulicznych korków, swobodnie wymijając stojące samochody. Zakup roweru można traktować jako inwestycje, która po kilku miesiącach (3-5) zwróci się porównując wydawanie pieniędzy na bilety autobusowe czy paliwo do samochodu. Jeżdżąc rowerem bezpośrednio wpływamy również na swoje zdrowie; nie licząc jazdy w korku dymiących samochodów. Nie będziemy uzależnieni też od rozkładu jazdy jak w przypadku autobusów, czy pełnego baku jak w przypadku samochodu. Rower będzie do naszej dyspozycji 24/h na dobę. Parkowanie też nam nie przysporzy zbytniego myślenia i trudności. W miastach jest sporo specjalnych miejsc, gdzie można darmowo zaczepić jednoślady, nie powodując przy tym utrudnienia dla ruchu samochodów czy pieszych. Oczywiście posiadacze rowerów są zwolnieni z jakichkolwiek opłat. Największym minusem jest uzależnienie używania go od panujących warunków atmosferycznych. Pomijając letni deszczyk, to jazda w styczniu w strugach ulewy z wiejącym w twarz kilkadziesiąt km/h wiatrem jest dość sporym wyzwaniem. Niestety z większych zakupów rowerem ciężko nam będzie wrócić.

Planując zakup roweru w UK proponuję dokonać wszystkich niezbędnych dodatków do niego jeszcze w Polsce. U nas w kraju za światełka (przód/tył), komplet błotników czy pompkę zapłacimy o wiele razy mniej niż w UK, gdzie takie gadżety są dość drogie. Za jazdę o zmierzchu i w nocy bez światełka można zapłacić mandat. Zasuwając jednośladem po chodniku również narażasz siebie na kilkudziesięcio funtowy mandat a idących dziadków narażasz na groźne wymachiwanie laskami w Twoim kierunku; groźne, bo albo Ci przyłożą, albo bez podpórki sami się wyłożą. Jadąc bez błotników/chlapaczy, przy pierwszym lepszym deszczu, będziemy mieć całe plecy pokryte błotem. Prędkościomierz to wydatek kilkudziesięciu zł; w UK to będzie kilkadziesiąt funtów. Warto również zaopatrzyć się w dobre zabezpieczenie naszej własności. Najlepszymi blokadami są blokady (twarde) w kształcie litery „U", wykonane z mocnej stali. Używanie ich jest banalnie proste a większość posiada specjalne uchwyty mocujące je do ramy roweru, kiedy się nim poruszamy.

Minusem roweru jest podróżowanie wśród ... samochodów. Chociaż czasami można napotkać ścieżkę rowerową usytuowaną przy chodniku lub ulicy.

Z mojego własnego doświadczenia wynika, że Anglicy są tragicznymi kierowcami. Nie liczą się z innymi użytkownikami dróg publicznych. Na Wyspach panuje jakaś dziwna zasada: kto ma większy samochód, ten rządzi na drodze. Angielscy kierowcy zdają się niezbyt zwracać uwagę na rowerzystów. Bardzo częstym przypadkiem jest zajeżdżanie drogi rowerzyście przez skręcający samochód, który z reguły nie informuje o tym zamiarze włączeniem kierunkowskazu. "Migacze" w samochodach na wyspach są czymś chyba bezużytecznym - mało który kierowca je używa!! Równie niebezpieczne są nagle otwierane drzwi parkującego samochodu (często nielegalnie), w które z łatwością można się wkomponować rowerem. Szczególną uwagę należy zwrócić też na pieszych, którzy bardzo często włażą bez ogródek rowerzystom pod koła - w ogóle piesi zachowują się na ulicy jak święte krowy w Indiach; różnica jest taka, że krowy w Indiach nie można rozjechać.


Autobus
Autobus to jeden z najbardziej rozpowszechnionych na Wyspach Brytyjskich środków zbiorowego poruszania się. Małe, czerwone, piętrowe busy stanowią jedną z widokówek Anglii. Małe, ale bardzo dobrze zorganizowane wewnątrz, mogą zabrać na pokład do ok. 80 osób w tym do kilku wózków z małymi dziećmi, czy wózków inwalidzkich. Wsiadanie i wysiadanie odbywa się poprzez drzwi umieszczone przy kierowcy, który pełni również rolę kasjera. W robocze dni jeżdżą z dość dużą częstotliwością - co kilka minut (przeważnie 6). Przystanki nie są zbytnio oddalone od siebie, ale kierowcy nie tracą czasu na zatrzymywanie się na każdym z nich, bowiem każdy przystanek jest „na żądanie". Cena biletów w Brighton na dzień 24 marca 2007 roku wynosiła odpowiednio: normalny w 1 stronę 1.50 funta, całodzienny normalny 3.00 funty, po 23:00 do 09:00 cena wzrasta o 20 pensów. Ceny od 20.07.2008: za przejazd w 1 stronę 1.80 GBP, całodzienny bilet 3.50 GBP. Można kupować bilety bezpośrednio u kierowcy - najlepiej jest wtedy posiadać drobne - lub w sklepikach z gazetami itp. gadżetami, gdzie możemy zaopatrzyć się w dniowy lub tygodniowy voucher-zdrapkę. Można pokusić się o wykupienie miesięcznej, 3-miesięcznej lub rocznej przejazdówki. Zasada działania jest podobna do zasad w Polsce - mając ją, możemy korzystać z autobusów, kiedy chcemy. Im na dłuższy wykupimy okres, tym większy upust otrzymamy. Co może dziwić, to posiadając ważny bilet można podróżować między najbliższymi miasteczkami bez żadnych dopłat; np. z Brighton za cenę 1 dniowego biletu powiększoną o 1 GBP (4 funty) możemy przebyć kilkadziesiąt km do Eastburne, po drodze zwiedzając słynne klify „7 sisters". Poruszając się w Londynie posługujemy się specjalną kartą Oyster. Po zakończonej jeździe, wysiadając, warto jest podziękować kierowcy; tak od siebie, za to, że nas bezpiecznie dowiózł na miejsce. My na tym nic nie stracimy a kierowcy będzie na pewno milej; i może nam też.

Kierowcami są zarówno mężczyźni jak i kobiety i wszyscy sobie świetnie dają radę z przeciwnościami codziennego ruchu drogowego, jak i bieżącą obsługą podróżujących.

UWAGA:
Nabywając w internecie bilety autobusowe można liczyć na znaczny upust!!
http://www.buses.co.uk - dla Brighton&Hove



Samochód
Własny samochód to bardzo przydatna rzecz. Niestety i bardzo kosztowna. Za komfort trzeba płacić; w UK szczególnie dużo. Parkingi są bardzo drogie, zwłaszcza w centrach miast a miejsce do parkowania nie jest łatwo znaleźć. Parkując na ulicy można bardzo łatwo wejść w konflikt z prawem. Szerzej o tym w artykule Zasady ruchu drogowego i parkowania. Większość miejsc parkingowych ogranicza maksymalny czas przebywania na nich. Naziemne jak i podziemne parkingi często pękają w szwach. Średnia prędkość poruszania się po Londynie to 20 km/h. Świetnie jest mieszkać poza strefami płatnych postojów; niestety są one z reguły dość znacznie oddalone od centr miast. Pojazdem przywiezionym z Polski można poruszać się po drogach UK przez okres 6-ciu miesięcy bez konieczności uiszczania żadnych dodatkowych opłat.

Trzeba mieć jednak na uwadze, że samochód na polskich numerach rejestracyjnych może stać się łatwym celem dla angielskiej "społeczności". Sam doświadczyłem poważnego przerysowania obydwu stron mojego auta oraz wyłamania wycieraczki i próby wyłamania lusterek. Policja rozkłada ręce. Jeżeli znasz winowajcę lub osobę, która może za takie debilne zachowanie odpowiadać, to wtedy policja łaskawie może to sprawdzić. Poczytawszy nieco fora internetowe wychodzi na to, że również samochody zakupione przez Polaków w UK (angielskie blachy) dość często bywają niszczone (wybite szyby, porysowana karoseria, poprzecinane opony) a nawet i palone!! Niestety nigdzie indziej nie spotkałem się z takim chamstwem jak w Wielkiej Brytanii.

Kupując samochód w UK będziemy obciążeni podatkiem, kosztami ubezpieczenia oraz przeglądów. Dowodem opłacenia podatku jest posiadanie tax disc'u, który należy umieścić na przedniej szybie. Jest to okrągła, kolorowa tarcza z nr identyfikacyjnym, okresem obowiązywania, marką i klasą pojazdu, kwotą podatku oraz kilkoma innymi numerami. Za jeżdżenie na przeterminowanym tax'ie lub w ogóle bez niego grożą wysokie kary. Tax disc można kupić w placówce poczty. Poczta przesyła dane o wykupionych podatkach do urzędu zwanego DVLA (Agencja Licencjonowania Kierowców i Pojazdów). Ten urząd dba m.in. o terminowe regulowanie spraw podatkowych. Jakieś 3 tygodnie przed skończeniem się ważność tax disc'u, otrzymamy stamtąd pismo przypominające o odnowieniu podatku. Jeżeli nie zastosujemy się do niego, DVLA namierzy nasz samochód i zablokuje w nim koła. Wówczas otrzymamy 24 godziny na zakup i okazanie nowego tax disc'u. Dopiero wtedy DVLA zdejmie blokadę z koła za jedyne 80 funtów. Możemy również wpłacić depozyt (zwrotny) o wartości 120 GBP do czasu (max.14 dni) wykupienia tax disc. Po 24 godzinach nieopłacenia podatku, nasz pojazd zostanie odholowany na płatny parking. Ta przyjemność kosztuje już 160 funtów + 15 funtów za każdy dzień pobytu. Gdy nadal nie wykupimy podatku ani naszego auta z parkingu, zostanie ono w przeciągu 7 dni zniszczone, bądź (jeżeli jest dużo warte) sprzedane na aukcji!!
Wysokość podatku jest uzależniona od emisji CO2 oraz używanego paliwa - rejestracja po 01.03.2001 - kalkulator. Samochodom zarejestrowanym przed 01.03.2001 nalicza się podatek od pojemności skokowej silnika - są/były 2 stawki do 1549cc i powyżej. Osoby niepełnosprawne nie muszą płacić podatku - należy to zgłosić. Również jeśli posiada się samochód zbudowany przed 01.01.1973 r. Więcej wyjątków na stronie DVLA . Nie wykupimy tax disc'u dopóki nie przedstawimy ważny MOT.

MOT, czyli tzw. „przegląd" kosztuje kilkadziesiąt funtów + koszty wszystkich napraw. Pojazd opuszczający garaż musi być w pełni sprawny. Godzina pracy mechanika to wydatek od kilkunastu do kilkudziesięciu funtów - średnio 20-50.

Koszt rocznego ubezpieczenia auta to suma od kilkuset do ponad tysiąca funtów. Wszystko zależy od wyboru firmy ubezpieczeniowej, pakietu, zniżek itd.

Paliwo w porównaniu z płacami jest relatywnie tanie. Za funta można zatankować litr benzyny lub oleju napędowego. Na jeżdżący samochód można odłożyć po pierwszym miesiącu pracy. Za 1.600-2.500 funtów można już kupić dobrze utrzymane auto. Gazety są zarzucane ogłoszeniami o sprzedaży używanych samochodów. Często na mieście poruszają się auta z wywieszonymi kartkami informującymi o chęci ich sprzedaży.

Na obszarze UK można swobodnie używać polskiego prawa jazdy bez konieczności wymiany na angielskie, pod warunkiem, że kierowca jest przed siedemdziesiątką i ma oczywiście ważne polskie prawo jazdy.

Jeżdżąc samochodem zachowajmy szczególną ostrożność na pieszych, którzy przekraczają ulicę w najróżniejszych miejscach - nie tylko na wyznaczonych przejściach. Policja nie karze w UK pieszego, który przechodzi na czerwonym świetle; robi to na własną odpowiedzialność, co przysparza nieraz o zawał kierowców.


Skuter
Zakup skutera to wydatek zaczynający się od kilkuset funtów - używany można dostać już za 400-600 GBP; nowy "no name" 800 GBP, nowy dobrej marki kosztuje sporo powyżej 2.000 GBP.
Mały, poręczny motorek, którym można zabrać pasażera lub nieco zakupów. Wygodniejszy od roweru, bo napędzany mechanicznie. Parkować można na specjalnie wyznaczonych miejscach dla motorów za darmo!! Tych miejsc jest sporo w miastach - zobacz strony: http://www.parkingforbikes.com i http://www.londonbikeandscooter.co.uk. Podobnie jak rower, używanie skutera uzależnione jest od warunków pogodowych. Jest to bardzo popularny środek lokomocji zwłaszcza w okresach letnich. Koszt utrzymania jednośladu jest o wiele niższy niż samochodu. Podatek to opłata 15 funtów rocznie, ubezpieczenie dużo więcej. Ubezpieczenie jest uzależnione od wielu czynników, m.in. od okresu posiadania prawa jazdy, co wchodzi w skład ubezpieczenia, czy skuter jest importowany (jeśli tak, to zwyżka), czy jest już zarejestrowany (jeśli nie, to zwyżka) itd. Średnio będzie to Cię kosztować 200-300 GBP; z full wypasasem 400-500 GBP. Po roku czasu składka znacznie zmaleje. Jeżeli kupisz nowy skuter, to nie musisz robić MOT'u. Rada: kup skuter już zarejestrowany, z tablicami (nowe kosztują 12GBP i robią je od ręki w sklepie motoryzacyjnym) - będzie nieco droższy ale wydasz nieporównywalnie mniej podczas legalizacji i zaoszczędzisz mnóstwo czasu.

Na małe pojemności silnika (do 125CC) nie jest wymagane prawo jazdy kategorii A. Wymagana jest natomiast licencja CBT (Compulsory Basic Training), czyli zaliczony całodzienny kurs z instruktorem. Niestety CBT można zdać jedynie posiadając angielskie prawo jazdy. Jeżeli masz polskie, skontaktuj się z DVLA i poproś o wydanie tymczasowego angielskiego odpowiednika.

Obostrzenia:
Skuterów o pojemności 50CC może używać osoba min. 16-sto letnia, która ukończyła kurs CBT, nawet z "niepełnym" prawem jazdy (provisional UK licence). Nie możesz jednak wtedy zabierać pasażerów i musisz jeździć z tabliczką "L", dopóki nie uzyskasz pełnego prawa jazdy na motor - kat. A (full UK motorcycle licence).
Skutera 125CC może używać osoba min. 17-sto letnia, która ukończyła kurs CBT, z prawem jazdy (full UK driving licence). Jeżeli nie posiadasz kategorii A, to musisz jeździć z tabliczką "L" i nie możesz zabierać pasażerów.


Metro
Metro. W mniejszych miastach nie ma go w ogóle. Zaś Londyn nie funkcjonowałby bez niego. W stolicy UK jest to jeden z najlepszych środków służący do szybkiego przemieszczania się mas ludności. Opłacenie przejazdów metrem (tube) można realizować za pomocą karty Oyster. Więcej na stronie: http://www.tfl.gov.uk

---

Jeżeli spodobał się Tobie powyższy artykuł odwiedź moją stronę www.ezhome.eu i poczytaj inne wartościowe informacje i porady na temat życia i pracy w Wielkiej Brytanii.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Kto prowadzi ten autobus? - R. Bandler

Kto prowadzi ten autobus? - R. Bandler

Autorem artykułu jest Złote Myśli



Programowanie neurolingwistyczne wymyśliłem po to, aby uniknąć konieczności wyboru konkretnego kierunku studiów. Na uniwersytecie byłem jedną z tych osób, które nie mogły się w żaden sposób zdecydować, co mają studiować. Stwierdziłem w końcu, że taki brak zdecydowania też może być niezłym sposobem n...
Programowanie neurolingwistyczne wymyśliłem po to, aby uniknąć konieczności wyboru konkretnego kierunku studiów. Na uniwersytecie byłem jedną z tych osób, które nie mogły się w żaden sposób zdecydować, co mają studiować. Stwierdziłem w końcu, że taki brak zdecydowania też może być niezłym sposobem na życie.

————————————————————
ZAPAMIĘTAJ!
NLP to proces uczenia się.
————————————————————

Jedną z korzyści płynących z NLP jest inne podejście do przyswajania wiedzy. Chociaż wielu psychologów i pracowników socjalnych uważa NLP za formę terapii, ja wolę traktować je jako proces uczenia się. Mówiąc najprościej uczymy ludzi metod efektywnego użytkowania ich umysłów.

Większość ludzi nie korzysta ze swego mózgu aktywnie i świadomie. A przecież jest on podobny do maszyny, w której nie zainstalowano wyłącznika. Jeżeli nie dasz mu jakiegoś konkretnego zajęcia, działa bez przerwy, dopóki się nie znudzi. Gdyby umieszczono kogoś w pomieszczeniu doskonale izolującym od wszelkich bodźców zewnętrznych, osoba taka wytworzyłaby wkrótce własny wewnętrzny świat. Jeżeli nie dasz twemu umysłowi konkretnego zadania, to po pewnym czasie sam je sobie znajdzie, nie troszcząc się zbytnio, jakie to będzie zajęcie. Ciebie może to obchodzić, ale jemu jest dokładnie wszystko jedno.

————————————————————

PRZYKŁAD

Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się siedzieć cicho, starając się nie zwracać niczyjej uwagi, gdy nagle twój mózg pokazał ci jakiś obraz, na widok którego oblał cię zimny pot i włosy zjeżyły się na głowie? Jak często zdarza ci się budzić w nocy, gdyż twój umysł ponownie zafundował ci przeżycie czegoś, co zmieniło twą krew w efektowne bryłki lodu? Jeśli miałeś zły dzień, zadba o to, abyś mógł oglądać i przeżywać go wciąż na nowo. Nie wystarcza mu, że sam dzień był do niczego — postara się, abyś miał popsuty wieczór, a może i cały tydzień.

————————————————————


Zresztą większość ludzi na tym nie poprzestaje. Ilu z was nadal rozpamiętuje coś, co zdarzyło się bardzo dawno temu? Zupełnie jakby twój umysł mówił: „Przeżyjmy to jeszcze raz! Mamy wolną godzinkę przed obiadem — pomyślmy więc o czymś, co naprawdę wpędzi nas w depresję. Może uda nam się tym zdenerwować o trzy lata za późno?”

Czy słyszałeś kiedyś o „niezamkniętej sprawie”? Ona jest zamknięta — po prostu nie podoba ci się sposób, w jaki została kiedyś załatwiona. Chcę, abyście się dowiedzieli, jak możecie wpływać na swoje doświadczenia, zyskując dzięki temu przynajmniej pewną dozę kontroli nad sobą. Większość ludzi bowiem to więźniowie swych umysłów. Zupełnie jakby byli przywiązani do tylnego siedzenia w autobusie, którym kieruje ktoś inny. Chciałbym, abyście nauczyli się prowadzić swój autobus. Jeżeli nie nadacie umysłowi właściwego kierunku albo sam będzie błądził po manowcach, albo inni ludzie znajdą sposoby, aby kierować nim za was — i zwykle nie będą przy tym mieli waszego dobra na względzie.

NLP stwarza możliwość uczenia się subiektywizmu, o którym zresztą zawsze słyszałem bardzo niepochlebne opinie.

W szkole mówiono mi, że prawdziwa nauka postrzega rzeczywistość w sposób obiektywny. Już wtedy jednak zwróciłem uwagę, że najbardziej oddziaływają na mnie właśnie doznania subiektywne. Chciałem się dowiedzieć, jaki jest mechanizm tego zjawiska oraz czy inni ludzie mają podobne odczucia. Na naszym seminarium będziemy się bawić w różne łamigłówki, bowiem mózg jest moją ulubioną zabawką. Kto z was chciałby mieć pamięć fotograficzną? A czy zdarza się wam dokładnie widzieć przed sobą niemiłe, ciągle powracające obrazy z przeszłości? Taka umiejętność zdecydowanie potrafi ubarwić życie. Gdy obejrzysz w kinie horror, a po powrocie do domu usiądziesz w swoim ulubionym fotelu, czynność siadania może automatycznie przenieść cię z powrotem do kina. Komu coś takiego się przydarzyło? I wy twierdzicie, że nie macie pamięci fotograficznej! Oczywiście, że ją macie, tylko używacie jej nie do tego, co trzeba. A jeżeli już nią dysponujecie, dzięki czemu możecie oglądać nieprzyjemne zdarzenia z przeszłości, byłoby teraz dobrze zaprząc ją do bardziej konstruktywnych działań. Komu zdarzało się myśleć o czymś, co miało dopiero nastąpić, ale czuliście się paskudnie już z wyprzedzeniem? Można mieć czarne myśli od razu, prawda? W końcu okazywało się, że najgorsze przeczucia wcale się nie sprawdzały, co jednak nie przeszkodziło wam solidnie pomartwić się na zapas.

Taki sposób myślenia może mieć jeszcze inne efekty. Niektórzy ludzie zanim faktycznie wybiorą się na urlop, wyobrażają sobie dokładnie, jak wspaniale będą na nim spędzać czas. Natomiast gdy wreszcie dotrą na zasłużony wypoczynek, przeżywają nie lada zawód. Takie rozczarowanie wymaga jednak dokładnych przygotowań.

Czy zastanawialiście się kiedyś, ile wysiłku musicie w nie włożyć? Jednak cały ten trud w końcu opłaca się, gdyż im więcej przygotowań, tym rozczarowanie pełniejsze.

Są osoby, które chodzą do kina tylko po to, aby po wyjściu stwierdzić: „Jestem bardzo zawiedziony — nastawiłem się na coś zupełnie innego”. Takie stwierdzenia nieodmiennie wprawiają mnie w osłupienie. Jeżeli cały czas ktoś miał w głowie taką świetną, wymyśloną przez siebie fabułę, po co w ogóle ruszał się z domu? Po co siedzieć w niewygodnym, skrzypiącym fotelu, tonąc po kostki w papierkach od cukierków i torebkach po chipsach, po to tylko, aby obejrzeć film, który skwitujemy stwierdzeniem: „Wyobraziłem to sobie o wiele lepiej, a przecież nie miałem nawet scenariusza”.
Oto, co się dzieje, gdy pozwolicie waszemu umysłowi wymknąć się spod kontroli. Ludzie znacznie więcej czasu poświęcają nauce obsługi elektrycznej maszynki do mięsa, niż nauce korzystania z własnego intelektu. Rzadko kto kładzie nacisk na świadome użytkowanie różnorodnych wewnętrznych zasobów. Wszędzie słyszycie, że macie „być sobą” — tak jakbyście mieli jakąś inną możliwość. Wierzcie mi — nie macie. Pewnie można by było zniszczyć wszystkie wasze wspomnienia przy pomocy elektrowstrząsów i w ten sposób przerobić was na kogoś innego, ale oglądane przeze mnie skutki takich zabiegów nie przedstawiały się zbyt zachęcająco. Dopóki więc ludzkość nie wynajdzie jakiegoś skutecznego urządzenia do prania mózgów, będziecie się musieli prawdopodobnie pogodzić z byciem sobą. I nie musi to być wcale zło konieczne, jeżeli nauczycie się wykorzystywać swe możliwości w bardziej efektywny sposób. Do tego praktycznie sprowadza się zastosowanie NLP.

Gdy zaczynałem uczyć NLP, niektórzy ludzie sądzili, że jest to sposób kontrolowania myśli innych osób, mogący nawet powodować ich odczłowieczenie. Twierdzono też, że przeprowadzanie celowych zmian własnej osobowości powoduje, że stajemy się mniej ludzcy. Przeprowadzanie w sobie zmian za pomocą antybiotyków i kosmetyków nie stanowi dla nikogo problemu, lecz w przypadku sposobu zachowania sprawa wygląda jakby inaczej. Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak wprowadzenie zmiany, która kogoś uszczęśliwia, może mu jednocześnie odbierać część człowieczeństwa. Natomiast często widzę, jak wielu ludziom udaje się doskonale wyprowadzać z równowagi ich żony, mężów, dzieci, a nawet zupełnie obce osoby, właśnie „będąc sobą”. Czasami zadaję takim osobom pytanie: „Po co być sobą, jeżeli możesz stać się kimś naprawdę wartościowym?” W trakcie naszego spotkania chciałbym was zapoznać z niektórymi wspaniałymi możliwościami przeprowadzania w sobie zmian. Staną się one dla was dostępne, gdy tylko nauczycie się korzystać z waszego umysłu w sposób celowy i świadomy.

Nie tak dawno popularne były filmy, w których światem zawładnąć miały komputery. Pod ich wpływem ludzie przestali postrzegać komputery jako użyteczne narzędzia, a zaczęli widzieć w nich zagrożenie dla pozycji ludzkości w świecie. Jeżeli widziałeś kiedyś komputer osobisty, to wiesz dobrze, że posiada on programy potrafiące zbilansować książeczkę czekową. Jeśli chciałbyś jednak zbilansować ją w ten sposób, zajmie ci to dziesięć razy więcej czasu, niż gdybyś zrobił to odręcznie. Nie dość, że będziesz musiał wpisać wszystkie liczby do książeczki, to jeszcze po przyjściu do domu będziesz je musiał wprowadzić do komputera. Takie właśnie działania prowadzą do odstawienia komputera na bok i przekształcenia go w jeszcze jeden element dekoracyjny.

Kiedy twój komputer jest jeszcze nową zabawką, grasz na nim w różne gry, a gdy ci się znudzi, chowasz go na dno szafy. Podczas wizyty dawno nie widzianych znajomych, wyciągasz go, aby oni z kolei mogli się pobawić. Nie jest to najbardziej efektywny sposób korzystania z niego, ale bezsensowne sposoby użytkowania komputerów nie różnią się zbytnio od bezsensownych sposobów wykorzystywania własnego umysłu.

Ciągle słyszę z różnych źródeł, że człowiek uczy się efektywnie tylko do wieku 5 lat. Nie udało mi się jednak znaleźć na to przekonywających dowodów. Zastanówcie się, ilu rzeczy kompletnie bezwartościowych, nie mówiąc już o tych przydatnych, udało się wam nauczyć pomiędzy piątym rokiem życia a chwilą obecną. Człowiek dysponuje zadziwiającymi zdolnościami przyswajania wiadomości. Jestem absolutnie przekonany — i mam zamiar również was o tym przekonać — że nadal możecie nauczyć się prawie wszystkiego. Jest też jednak i zła wiadomość: tak samo szybko i trwale jak rzeczy przydatnych, uczycie się bzdur niepotrzebnie obciążających wasz umysł.

Kto z was miewa uporczywie powracające myśli? Mówisz na przykład sobie: „Dałbym wiele, aby się tej myśli raz na zawsze pozbyć”. Czyż jednak nie jesteś zdziwiony, że w ogóle się pojawiła? Umysł potrafi funkcjonować naprawdę fenomenalnie, a zachowania, do których potrafi cię zmusić, bywają absolutnie zadziwiające. Głównym problemem mózgu nie jest więc to, że nie potrafi się uczyć. Podstawowym kłopotem jest fakt, że uczy się zbyt szybko i zbyt dokładnie. Najlepszym przykładem tej tezy są różnego rodzaju fobie. To niezwykłe, że jesteśmy w stanie przerazić się za każdym razem, gdy zobaczymy pająka. Nie uda się wam znaleźć osoby obciążonej fobią, która spogląda na pająka i mówi: „Cholera, tym razem zapomniałem się przestraszyć!”. Czy są jakieś informacje, które chciałbyś zapamiętać tak dokładnie, jak ta osoba swoją fobię? Posiadanie fobii jest faktycznie ogromnym osiągnięciem pamięciowym. Jeśli chciałbyś dowiedzieć się czegoś o sposobie nabawienia się tego lęku, mógłbyś odkryć, że został on zapamiętany już za pierwszym razem: tylko jeden kontakt z przedmiotem późniejszej fobii spowodował, że uczucia odczuwane w danym momencie zostały trwale zakodowane do końca życia. Kto z was czytał o Pawłowie, jego psie, dzwonku i tym podobnych historiach? A komu w tej chwili leci ślinka? Aby psa doprowadzić do takiego stanu, trzeba było założyć mu obrożę, dzwonić dzwonkiem i dawać mu jeść kilkanaście razy dziennie. Dla was wystarczającym bodźcem było tylko usłyszenie o tym, a reakcja jest identyczna. Nie jest to może żadna rewelacja, jednak pozwala się zorientować, jak szybko wasz umysł potrafi się uczyć — szybciej niż najdoskonalszy z komputerów. Potrzebna jest wam jednak wiedza na temat samego procesu uczenia się. Posiadając ją będziecie mogli się koncentrować na tym, co naprawdę chcielibyście wiedzieć, jak również będziecie lepiej wykorzystywali czas, przeznaczony na naukę.
Czy znane jest wam zjawisko „naszej piosenki”? Gdy byliście z kimś bardzo wam bliskim, mieliście ulubioną piosenkę, której często wspólnie słuchaliście. Obecnie, za każdym razem gdy ją słyszycie, myślicie o tamtej osobie i doświadczacie ponownie związanych z nią dobrych uczuć. Działa to na podobnej zasadzie jak doświadczenie Pawłowa. Większość osób nie wie, jak łatwo można dojść do takiego utożsamiania dwóch przeżyć lub odczuć oraz jak szybko można do tego doprowadzić stosując pewien określony system działania.

Widziałem pewnego razu, jak psychoterapeucie udało się w ciągu jednej sesji stworzyć agorafobika. Terapeuta ten był miłym, przepełnionym dobrymi intencjami człowiekiem, który naprawdę lubił swoich pacjentów. Miał za sobą lata praktyki klinicznej, mimo to jednak nie miał zielonego pojęcia o tym, co robił. Pacjent, który właśnie wszedł do gabinetu, byt klasycznym przypadkiem agorafobii. Terapeuta kazał mu zamknąć oczy i wyobrazić sobie, jak wygląda świat z dziesiątego piętra. Brrrr…!. Pacjent zamyka oczy, blednie i zaczyna się trząść. „Teraz proszę pomyśleć o czymś, co daje panu poczucie bezpieczeństwa.” Mmmm. „Teraz proszę przenieść się na dziesiąte piętro.” Brrrr…!. „A teraz proszę pomyśleć o jeździe superkomfortowym samochodem.” Mmmm. „… o byciu na dziesiątym piętrze.” Brrrr…!!! ..

Człowiek ten wyszedł z gabinetu bojąc się prawie wszystkiego. To, co zrobił terapeuta byto w pewnym sensie genialne. Zmienił u pacjenta sposób odczuwania, łącząc w jego umyśle określone uczucie z konkretnymi doświadczeniami. Jednak to uczucie, nie byto, moim zdaniem, najszczęśliwiej wybrane. Doprowadził bowiem do przeniesienia paniki ogarniającej dotychczas pacjenta w pewnej konkretnej sytuacji na inne sytuacje, które dotąd zapewniały mu poczucie bezpieczeństwa. Postępując podobnie można uogólnić również pozytywne uczucia. Jeżeli więc terapeuta rozumiałby mechanizm działania zastosowanej przez siebie metody i do uogólnienia wybrał inne, bardziej konstruktywne uczucie, wynik terapii byłby zapewne korzystniejszy dla pacjenta.

Widziałem też podobne sytuacje podczas terapii małżeństw. Żona zaczyna narzekać na coś, co zrobił jej mąż. W tym momencie psycholog mówi: „Proszę patrzeć na męża gdy pani o tym mówi. Musi pani utrzymywać z nim kontakt wzrokowy”. To spowoduje, że wszystkie odczuwane w danej chwili negatywne emocje zostaną trwale połączone z obrazem twarzy męża; za każdym razem gdy żona na niego spojrzy, te uczucia powrócą.

Virginia Satir w terapii rodzinnej wykorzystuje ten sam mechanizm, jednak stosuje go w inny sposób. Najpierw prosi daną
parę, aby pomyślała o wczesnym okresie ich związku, o pierwszych randkach i uczuciach im towarzyszących, a kiedy w ich oczach pojawią się tamte dawne iskierki, wtedy dopiero każe im na siebie patrzeć. Może też wtedy powiedzieć: „I chciałabym, abyś sobie zdał/a sprawę, że patrzysz na tę samą osobę, w której się tak głęboko zakochałeś/łaś dziesięć lat temu”. Uczucia, które w tym momencie zostaną skojarzone z widokiem twarzy współmałżonka zwykle znacznie bardziej przydają się we wspólnym życiu niż te z poprzedniego przykładu. Jedna z par, które przychodziły do mnie, przez jakiś czas była pod opieką innego psychoterapeuty. Jego metody nie przynosiły jednak widocznych rezultatów, gdyż nadal stale się kłócili. Przed podjęciem terapii toczyli wojny w domu, jednak od pewnego czasu odbywały się one tylko w gabinecie terapeuty. Prawdopodobnie stało się tak na skutek słów, które padły podczas którejś z sesji: „Chciałbym, abyście państwo wszystkie złe emocje, wszelkie kłótnie, zachowali na czas naszych spotkań, abym mógł zobaczyć, o co w nich właściwie chodzi”.

Gdy para ta przyszła do mnie, chciała się dowiedzieć, czy ich negatywne uczucia w stosunku do siebie są w jakiś sposób związane z osobą terapeuty lub z jego gabinetem. Poprosiłem ich więc, aby przeprowadzili eksperyment. Okazało się, że gdy poszli do gabinetu pod nieobecność terapeuty, nie kłócili się, gdy jednak sesja z jego udziałem odbywała się w ich własnym domu, niemalże się pobili. Poradziłem im więc, aby więcej go nie odwiedzali. Było to proste rozwiązanie, które zaoszczędziło im wiele czasu i pieniędzy.

Inny z moich pacjentów nie był w stanie zdenerwować się, gdyż natychmiast zaczynał się bać. Można by powiedzieć, że nabawił się fobii związanej z uczuciem gniewu. Jak się później okazało, za każdym razem gdy w dzieciństwie zdarzało mu się okazać złość, jego rodzice dostawali napadów furii, które wywoływały u dziecka paraliżujący strach. Te dwa uczucia uległy skojarzeniu w jego umyśle. Mimo że od jego wyprowadzenia się z domu minęło piętnaście lat, nadal jednak nie przestał reagować w ten sposób. Do świata zmian osobowości trafiłem ze świata matematyki i informatyki. A informatycy to takie stworzenia, które nie chcą, aby cokolwiek w ich pracy dotyczyło spraw ludzkich. Mówią o tym jako o „brudzeniu sobie rąk”. Lubią pracować przy lśniących czystością komputerach, ubrani w nieskazitelnie białe fartuchy. Odkryłem jednak, że nie ma lepszego modelu pracy naszego umysłu, jak właśnie komputer — szczególnie jeśli chodzi o wiedzę na temat ograniczeń w zastosowaniu obu „narzędzi”. Nakłonienie komputera do wykonania nawet niezmiernie prostej czynności, jest prawie tak samo trudne, jak nakłonienie do tego jakiejś osoby.

Większość z was prawdopodobnie wie, co to są gry komputerowe. Zaprogramowanie nawet najprostszej z nich jest dosyć skomplikowane, ponieważ można przy tym korzystać tylko z bardzo ograniczonych mechanizmów komunikacyjnych, jakimi dysponuje komputer.

Gdy podajesz urządzeniu instrukcję wykonania jakiegoś zadania, informacja w niej zawarta musi być uporządkowana i przekazana w taki sposób, aby mogła być przez maszynę przetworzona, „przyjęta do wiadomości” i wykorzystana. Umysł, podobnie jak komputer, nie jest „przyjacielem użytkownika”. Robi dokładnie to, co mu kazano, a nie to, na co właśnie miałbyś ochotę. Wtedy denerwujesz się, że nie zrealizował tego, co ty chciałeś kazać mu wykonać!

Jednym z zadań programisty jest modelowanie i tym właśnie ja się zajmuję. Modelowanie to nic innego, jak zmuszanie komputera do zrobienia czegoś, co mógłby także zrobić człowiek. Jak możesz zmusić maszynę, aby rozwiązała zadanie matematyczne, dokonała analizy graficznej kosztów lub włączała i wyłączała światło w pomieszczeniu we właściwym czasie? Ludzie przecież też potrafią włączać i wyłączać światło lub (rzadziej) rozwiązać zadanie. Niektórzy robią to dobrze, innym czasem się udaje, jeszcze innym nie udaje się nigdy. Celem osoby zajmującej się modelowaniem jest znalezienie najlepszego schematu, według którego można wykonać daną czynność i przedstawienie go w sposób zrozumiały dla maszyny. Nie jest przy tym specjalnie ważne, czy schemat ten obrazuje rzeczywisty sposób, w jaki ludzie wykonują daną czynność. Informatykowi chodzi nie tyle o absolutną zgodność z prawdą, a raczej o to, aby schemat sprawdzał się w działaniu. Takie podejście cechuje również twórców książek kucharskich. Nie interesuje ich pytanie, dlaczego tort czekoladowy jest tortem czekoladowym. Muszą jednak wiedzieć, jakie składniki połączyć razem i w jakiej kolejności, aby to, co powstanie, mogło być bez większych oporów nazwane tortem czekoladowym. Poznanie jednego przepisu nie oznacza wcale, że nie istnieją setki innych sposobów uzyskania tego samego efektu. Ważne jest jednak dysponowanie wiedzą, jak dojść od składników do tortu — krok po kroku. Dobrze jest też poznać sposób na odwrócenie tego procesu: wychodząc od tortu, dojść do poszczególnych składników — na przykład wtedy, gdy ktoś nie chce nam udostępnić swojego pilnie strzeżonego przepisu.

Takie rozbijanie informacji na mniejsze, łatwiejsze do przyswojenia części jest właśnie zadaniem informatyka. Najbardziej zaś interesującymi informacjami, jakie można uzyskać, są dane na temat subiektywizmu innej istoty ludzkiej. Jeżeli ktoś potrafi dobrze wykonać jakąś czynność, chcemy stworzyć model jego sposobu postępowania. Trzeba jednak pamiętać, że model ten będzie również produktem naszego subiektywnego sposobu postrzegania. „Jakie procesy zachodzą w jej umyśle, których ja mógłbym się nauczyć?” Nie mogę dostać w prezencie wieloletniego doświadczenia, z którego wypływa jego biegłość i skuteczność, ale mogę bardzo szybko zdobyć informacje na temat schematu, według którego tak skutecznie funkcjonuje.

Gdy zaczynałem zajmować się modelowaniem, wydawało mi się logiczne, że powinienem sprawdzić, czego do tej pory dowiedzieli się psycholodzy na temat ludzkiego sposobu myślenia. Jednak po zagłębieniu się w psychologię okazało się, że cała ta dziedzina składa się z ogromnej liczby opisów dezintegracji psychiki ludzkiej. Było też kilka mglistych definicji, co to znaczy być „osobą zintegrowaną”, „pełną”, ale głównym nurtem w psychologii były właśnie opisy załamań, krzywd i rozpadu poszczególnych osobowości.

Najnowszy „Podręcznik statystyki i diagnostyki” (wyd. III), używany przez psychiatrów i psychologów, zawiera ponad 450 stron opisów sposobów, w jaki człowiek może się załamać, nie ma w nim natomiast ani jednej strony opisującej zdrowie psychiczne. Na przykład, schizofrenia jest bardzo dobrze widzianym sposobem załamywania się, katatonia natomiast sposobem bardzo nieefektownym. Pomimo ogromnej popularności, jaką w czasie I wojny światowej cieszył się paraliż histeryczny, wyszedł on obecnie zupełnie z mody; spotyka się go jeszcze sporadycznie u emigrantów z odległych rubieży, niezorientowanych w obowiązujących trendach. Trzeba mieć wyjątkowe szczęście, aby natrafić na dobrze zachowany okaz paraliżu. Mnie udało się zobaczyć tylko pięć takich przypadków w ciągu ostatnich siedmiu lat — dwa zresztą sam wywołałem podczas hipnozy. Innym popularnym sposobem załamania się jest przypadek „na krawędzi”. Oznacza to, że nie jesteś jeszcze kompletnym wariatem, ale też nie jesteś już zupełnie normalny — tak jakby komukolwiek na tym świecie udało się jeszcze pozostać normalnym! W latach pięćdziesiątych, po wejściu na ekrany filmu „Trzy oblicza Ewy”, pacjenci z rozszczepieniem jaźni zawsze mieli trzy osobowości. Ale od czasów Sybil, która dysponowała aż siedemnastoma, obserwujemy coraz więcej pacjentów, u których liczba wcieleń systematycznie się pomnaża.

Jeśli uważacie, że dokuczam psychologom, tylko poczekajcie! Widzicie, my, programiści komputerowi, mamy tak nierówno pod sufitem, że używamy sobie, na kim możemy. Każdy, kto przesiaduje przed monitorem komputera przez 24 godziny na dobę, próbując zredukować wszystko, co go otacza do zer, jedynek i piątek, znajduje się tak dalece poza światem normalnych ludzkich doświadczeń, że uważa całe otoczenie za wariatów, sam cały czas będąc tym największym.

Już dawno dokonałem pewnej obserwacji. Zdecydowałem mianowicie, że ponieważ nigdy nie udało mi się spotkać nikogo, kto byłby podobnym do mnie wariatem, zdrowie psychiczne rodzaju ludzkiego nie jest aż tak zagrożone, jak mi się początkowo wydawało. Od czasu tego odkrycia zwróciłem również uwagę, że ludzie funkcjonują w dość szczególny sposób. To, co robią może im nie odpowiadać, ale i tak będą swoje działania konsekwentnie w kółko powtarzać. Nie znaczy to bynajmniej, że są nienormalni; po prostu osiągane przez nich rezultaty znacznie różnią się od ich oczekiwań, a nie wiedzą, że można to zmienić.

Jeżeli potrafisz stworzyć jakiś obraz w swym umyśle, obraz dokładny i szczegółowy, nie zaś mgliste wyobrażenie i angażujesz się w to tak bardzo, że twoje wizje zaczynają dla ciebie nabierać realnych kształtów, masz szansę zostać dobrym inżynierem lub też ciekawym przypadkiem schizofrenika. Jedno przynosi większe zyski niż drugie, ale też nie dostarcza tyle przyjemności.

————————————————————

ZAPAMIĘTAJ!
Postępowanie ludzkie ma pewną określoną strukturę.

————————————————————

Postępowanie ludzkie ma pewną określoną strukturę. Jeżeli uda ci się ją poznać, znajdziesz również sposób na wprowadzenie w niej pożądanych zmian. Będziesz też mógł wskazać sytuacje, w których dany sposób zachowania mógłby okazać się przydatny.

Pomyśl teraz o kimś, kto odkłada wszystko na później. Co by się stało, gdyby użyć tego sposobu zachowania i odłożyć na później złe samopoczucie wywołane niepowodzeniem. „Powinienem się teraz poczuć fatalnie, ale nie mam w tej chwili czasu, zajmę się tym kiedy indziej.” A co by się stało, gdybyś w nieskończoność odkładał zjedzenie tortu czekoladowego i lodów — po prostu nie mógłbyś się jakoś do tego zabrać?

Jednak większość osób nie myśli w podobny sposób. Podstawą większości kierunków psychologicznych jest pytanie „Co się stało?”. Gdy psychologowi uda się już nazwać to, co ci dolega, wtedy najczęściej chce się dowiedzieć, kiedy nastąpiło u ciebie załamanie i co konkretnie było tego powodem. Gdy ma już te informacje, uważa, że poznał przyczyny twojego stanu. Jeżeli przyjmujemy, że ktoś się załamał, następnym naszym zadaniem jest wymyślenie, jak poskładać z powrotem te drzazgi, które z niego zostały i czy w ogóle jest to możliwe. Przy czym psychologów nigdy specjalnie nie interesuje, jak doszło u ciebie do zachwiania równowagi psychicznej oraz co robisz, aby podtrzymać w sobie ten stan.

Inną niedogodnością dzisiejszej psychologii jest to, że bada ona ludzi załamanych, aby dowiedzieć się, jak przywrócić ich do stanu szczęśliwości. To mniej więcej tak, jakby sprawdzać stan wszystkich samochodów na złomowisku, aby dowiedzieć się, jak podnieść jakość nowego samochodu.

Jeżeli przebadasz wielu schizofreników, możesz nauczyć się dokładnie odtwarzać zachowania właściwe dla schizofrenii, nie nauczysz się jednak tego, czego oni nie potrafią robić, np. jak być zdrowym.

Gdy prowadziłem seminarium dla personelu szpitala psychiatrycznego, zasugerowałem im, aby badali swych schizofreników tylko do momentu, gdy dowiedzą się, czego pacjenci nie potrafią robić. Potem powinni zająć się badaniem zdrowych ludzi, aby dowiedzieć się, w jaki sposób dane zadania są przez nich wykonywane, a następnie nauczyć schizofreników tego „zdrowego” sposobu.

————————————————————

PRZYKŁAD

Pewna kobieta miała następujący problem: w kilka minut po wymyśleniu jakiejś historii nie potrafiła już odróżnić, czy zdarzyła się ona naprawdę i była realnym wspomnieniem, czy też była tylko wytworem jej fantazji. Gdy pojawiał się w jej pamięci jakiś obraz, nie miała pojęcia, czy rzeczywiście go kiedyś widziała, czy tylko sobie wyobraziła. Przypadłość ta wprowadzała ja w ogromne zakłopotanie i powodowała strach, o wywołaniu jakiego marzą wszyscy producenci filmów grozy. Zasugerowałem jej, aby wokół obrazów, które sobie wyobraża, namalowała cienka ramkę. Gdy sobie potem dany obraz przypomni, będzie się on wyraźnie różnił od rzeczywistych wspomnień. Spróbowała tak zrobić i okazało się to skuteczne. Gdy tylko powiedziałem jej dokładnie, krok po kroku, jak ma postąpić i gdy zaczęła to praktycznie stosować, była wyleczona. Zastanawiające jest jednak to, że przez ostatnie 12 lat była leczona przez psychologów, którzy na różne sposoby opisywali jej brak równowagi psychicznej. Szukali „głęboko ukrytego sensu lub drugiego dna”. Według mnie panowie psycholodzy w dzieciństwie spędzali zbyt wiele czasu czytając Scherlocka Holmesa. Wprowadzenie zmian w czyimś bądź w swoim zachowaniu nie wymaga aż tak karkołomnych i czasochłonnych zabiegów — trzeba po prostu wiedzieć, jak się do tego zabrać.

————————————————————

Większość psychologów uważa, że komunikowanie się z chorymi psychicznie jest bardzo trudnym zadaniem. Po części rzeczywiście tak jest, ale w znacznej mierze jest to rezultat sposobu, w jaki terapeuta traktuje takiego pacjenta. Jeżeli ktoś zachowuje się nieco oryginalnie, zabiera się go z ulicy, szpikuje lekami uspokajającymi i zamyka w domu bez klamek razem z trzydziestoma innymi podobnie potraktowanymi istotami. Następnie delikwent jest obserwowany przez 72 godziny, po których uczony badacz stwierdza: „Ależ on się dziwnie zachowuje!”. Oczywiście nikt z nas, z badaczem na czele, w podobnych warunkach nie zachowywałby się w sposób co najmniej kontrowersyjny.

Ilu z was czytało artykuł „Normalni ludzie w nienormalnych miejscach”! Pewien socjolog przeprowadzał doświadczenie, w ramach którego grupka młodych, zdrowych, szczęśliwych studentów została przyjęta do szpitali psychiatrycznych, aby tam udawać pacjentów. Wszyscy zostali zdiagnozowani przez nieświadomych eksperymentu psychiatrów jako ciężkie przypadki różnorodnych chorób umysłowych. Większość z uczestników doświadczenia miała potem ogromne kłopoty z wydostaniem się na zewnątrz, gdyż personel medyczny traktował ich chęć wypisania się ze szpitala jako jeszcze jeden z dowodów istnienia choroby. To jeden z lepszych przykładów działania „Paragrafu 22”. Co ciekawe, pacjenci oddziałów, na których przebywali studenci, od początku wyczuli, że są oni najzupełniej zdrowi — tylko lekarze i pielęgniarki upierali się przy swoim zdaniu.

Kilka lat temu, gdy poznawałem różne metody modyfikacji zachowań, psychiatrzy i psycholodzy uchodzili w opinii większości z ekspertów w tej dziedzinie. Mnie się raczej wydawało, że wielu z nich to wspaniałe, pełno objawowe przypadki różnorodnych psychoz, zachowań patologicznych i innych zaburzeń. Czy komuś kiedykolwiek udało się zobaczyć ego? A zespół apatyczno-abuliczny? Każda osoba, która na co dzień w taki sposób się wyraża, nie powinna nazywać innych ludzi wariatami.

Większość psychologów uważa, że katatonicy to prawdziwi twardziele, bo w żaden sposób nie można z nimi nawiązać kontaktu. Siedzą cały czas w tej samej pozycji, a jedyny sposób na przemieszczenie ich w inne miejsce, to po prostu podnieść ich i przenieść.

Jest pewien bardzo prosty sposób pozwalający na nawiązanie kontaktu z katatonikiem. Trzeba po prostu uderzyć go młotkiem w rękę. Gdy podniesiecie młotek, aby powtórzyć ten zabieg, zabierze rękę mówiąc: „Nie rób tego więcej!” Nie będzie to sygnał, że pacjent został cudownie wyleczony, będzie to jednak znak, że pewna forma kontaktu została z nim nawiązana. A to już jakiś punkt wyjścia.

Poprosiłem kiedyś znajomych psychiatrów, aby przystali mi pacjentów, którzy przysparzają im najwięcej kłopotów w terapii. Odkryłem wtedy, że im większe problemy miał dany pacjent, tym lepiej się z nim współpracowało (w przypadku terapii długotrwałej, nie pojedynczej wizyty). Sądzę obecnie, że łatwiej jest pracować ze schizofrenikiem w szczytowym okresie choroby, niż namówić na rzucenie palenia osobę normalną, która nie ma na to ochoty. Zachowanie psychotyka wydaje się być nieprzewidywalne — raz rozmawiacie zupełnie normalnie, a za chwilę musisz zamykać się przed nim w łazience, bo właśnie ma napad szału. Są to jednak tylko pozory. Podobnie jak każde inne zachowanie ludzkie, psychoza funkcjonuje również według określonego schematu. Nawet schizofrenik nie budzi się po prostu pewnego dnia z zespołem maniakalno-depresyjnym. Jeżeli dowiesz się, jak wygląda system, według którego działa jego choroba, będziesz mógł w dowolnej chwili indukować i wygaszać jej napady. Jeżeli nauczysz się tego odpowiednio dobrze, będziesz sam w stanie na zawołanie podobnie się zachowywać. Na przykład, jeżeli kiedykolwiek będziesz chciał dostać pokój w przepełnionym hotelu, nie znam na to lepszego sposobu, niż zafundowanie sobie nagłego napadu manii. Uważaj jednak, żebyś szybko wrócił do normalnego stanu, w przeciwnym bowiem razie możesz dostać pokój o miękkich ścianach i z kratami w oknach.

Zawsze uważałem, że podejście Johna Rosena do psychotyków było i jest najbardziej skuteczne: „Wejdź w świat pacjenta i popsuj mu jego obraz.” Jest na to wiele różnych sposobów, najlepiej jednak zrobić to bez zbytniej ostentacji. Podam wam przykład. Miałem kiedyś pacjenta, który słyszał głos wydobywający się z gniazdka elektrycznego. Głos ten zmuszał go do robienia różnych rzeczy. Doszedłem do wniosku, że jeżeli uda mi się urzeczywistnić jego halucynacje, facet przestanie być schizofrenikiem. Ukryłem więc głośnik w jednym z gniazdek w mojej poczekalni. Gdy pacjent wszedł do pomieszczenia, gniazdko powiedziało mu: „Dzień dobry”. Facet odwrócił się, spojrzał na gniazdko i rzekł: „Masz zmieniony głos”.

Większość ludzi nie doświadcza rzeczywistości, a raczej dzieli z innymi jakąś iluzję na jej temat.

“Jestem nowym głosem. Nie wiedziałeś, że jest nas więcej?” “Skąd się tu wziąłeś?” “A co cię to obchodzi?” I tak nawiązaliśmy kontakt. Ponieważ musiał słuchać poleceń głosu, dawałem mu z gniazdka instrukcje, co ma zrobić, aby zmienić swoje postępowanie. Większość ludzi stwarza sobie jakiś obraz otaczającej ich rzeczywistości i postępuje zgodnie z nim. Ja wolę stwarzać samą rzeczywistość. Nie wierzę w to, że czyjeś załamanie nerwowe jest sprawą ostateczną. Po prostu dany człowiek nauczył się pewnego modelu postępowania i konsekwentnie go realizuje, co, przyznaję, bywa czasem dość zaskakujące.

Większość ludzi nie doświadcza rzeczywistości, a raczej dzieli z innymi jakąś iluzję na jej temat.

Są na przykład ludzie, którzy łapią mnie na progu mojego mieszkania, dają mi komiksy religijne i z całą powagą zapewniają że za dwa tygodnie nastąpi koniec świata. Całkiem otwarcie rozmawiają z aniołami i Bogiem, ale nie są uznawani za wariatów. Jeżeli jednak pojedyncza osoba zostanie przyłapana na rozmowie np. ze Świętym Franciszkiem, jest od razu traktowana jak ktoś niebezpieczny dla otoczenia, zabierana w gustownym, choć niewygodnym ubranku do odpowiedniego szpitala, ogłuszana rozlicznymi medykamentami.

Kiedy więc stwarzacie nową rzeczywistość, pamiętajcie, aby przekonać o jej istnieniu jeszcze paru przyjaciół, w przeciwnym bowiem razie będziecie mieć poważne kłopoty.

Jest to zresztą jeden z powodów, dla których organizuję seminaria NLP. Chcę po prostu, aby jeszcze parę osób zaczęto podzielać moje poglądy na temat tego, co nas otacza; odwlekam w ten sposób dzień, w którym panowie w białych fartuchach zjawią się po mnie.

Wśród fizyków funkcjonuje również taka wspólna koncepcja otaczającego świata. Poza tą środowiskową wspólnotą poglądów nie ma zbytniej różnicy pomiędzy fizykiem a schizofrenikiem. Fizycy również lubią mówić o rzeczach, których nikt nigdy nie widział. Bo czy ktokolwiek z tu obecnych zobaczył na własne oczy atom, nie mówiąc już o protonie czy elektronie? Jest jednak pewna drobna różnica: fizycy, nieco częściej niż schizofrenicy, są skłonni weryfikować swoje wizje, nazywane przez nich „modelami” lub „teoriami”. Gdy któraś z ich halucynacji zaczyna być sprzeczna z nowo odkrytymi faktami, fizycy zazwyczaj łatwiej potrafią zrezygnować z poprzedniego pomysłu i zastąpić go jakimś innym.

Większość z nas uczyła się w szkole, że atom ma jądro, które składa się z protonów i neutronów, a dookoła jądra krążą elektrony jak małe planety. Niels Bohrotrguided nagrodę Nobla właśnie za stworzenie tego modelu. Przez następne 50 lat model Bohra był podstawą ogromnej liczby odkryć i wynalazków, takich na przykład, jak plastik w krzesłach, na których siedzicie. Jednak zupełnie niedawno grono uczonych doszło do wniosku, że atom wygląda zupełnie inaczej niż pan Bohr to sobie wyobraził. Zastanawiałem się, czy wobec tego zabiorą mu nagrodę Nobla, potem jednak dowiedziałem się, że Bohr nie żyje, a zanim umarł, zdążył wydać wszystkie pieniądze z nagrody. Najdziwniejszą jednak rzeczą jest to, że wszelkie wynalazki dokonane w oparciu o nieprawdziwy model atomu nadal istnieją. Plastikowe krzesła nie rozpłynęły się w powietrzu tylko dlatego, że fizycy zmienili zdanie na temat wyglądu atomu.

Fizyka jest zwykle nazywana nauką obiektywną, ja jednak widzę, że teorie fizyczne się zmieniają, a świat pozostaje taki sam. Musi więc być nawet i w tej nauce jakiś element subiektywny.

Jednym z ulubionych bohaterów mojego dzieciństwa był Albert Einstein. Sprowadził on fizykę do stanu, który psychologowie nazywają „kierowaną fantazją” (guided fantasy). Sam jednak używał określenia „eksperyment myślowy”. Wyobrażał sobie, jak to jest, gdy siedzi się na końcu promienia świetlnego i na nim podróżuje. A ludzie cały czas twierdzą, że byt on obiektywnym naukowcem! Jednym ze skutków wyżej wspomnianego eksperymentu myślowego była sławna teoria względności.

Od podejścia Einsteina NLP różni się tylko tym, że my celowo wymyślamy kłamstwa, które pomogą nam zrozumieć subiektywność doznań ludzkich. Gdy zajmujemy się badaniem subiektywności, obiektywizm okazuje się zupełnie nieprzydatny. Przejdźmy więc wreszcie do doświadczeń subiektywnych…

Richard Bandler

Powyższy artykuł jest fragmentem ebooka "Umysł - jak z niego wreszcie korzystać" (http://umysl-bandler.zlotemysli.pl)
---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl